środa, 26 października 2016

47 dni... wieczność szpitalna

"W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burze, ale by nauczyć się tańczyć w deszczu"

W mojej głowie milion kłębiących się myśli, a między nimi pytanie "Kiedy w końcu po tej cholernej burzy wstanie dla nas, dla Anusi słońce Kiedy wrócimy? Czy będzie jeszcze lepiej? Czy jej stan sprzed 4 miesięcy wróci?"
Tak bardzo chciałabym wiedzieć... a jednocześnie boję się odpowiedzi na pytanie "co przyniesie jutro i czy to jutro dla Ani nastąpi? "..... 💔
Gdy 4 września Anusia trafiła najpierw do kaliskiego szpitala a później karetką została przewieziona do Łodzi całe moje życie, plany stanęły w jednej chwili przed oczami.... wszystkie plany i wspomnienia tłoczyły się w mojej głowie i taka ogromna chęć, ogromne pragnienie, aby to się nie kończyło... aby trwało nadal.... Czy tak będzie?
Godzina 21:30... W ciszy, ze strumieniem łez na policzkach jechaliśmy, słuchając jedynie cicho radio... Jechaliśmy do Łodzi, za karetką.... a myśli i rozpacz nie pozwalały nam się uspokoić... "Czy ona tam jest bezpieczna? Czy w karetce nic się nie dzieje?"
Na miejscu wyszedł do nas lekarz.. wypowiedział słowa, które złamały mnie, nas w pół. "Proszę Państwa sytuacja jest naprawdę bardzo ciężka, Państwo wiedzą na co córka choruje i co może się za chwilę wydarzyć.... Bardzo mi przykro"... Nie wiem, czy wtedy myślałam, a jeśli tak to co ale jedyne co chciałam, o czym marzyłam to ją zobaczyć, dotknąć i przytulić... na to nam lekarz pozwolił.
"Nic trzeba czekać nie mogą Państwo tu zostać, trzeba się modlić."
Jadąc rano myślałam o jednym: Czy Ania żyje? Czy dane mi będzie ją jeszcze zobaczyć, ukochać, powiedzieć jak bardzo ją kocham, jaka jest dla mnie i dla wszystkich ważna...
Walczymy czy pozwalamy jej ulżyć w cierpieniu? Nie życzę nikomu podejmowania takich decyzji, nie życzę stawania przed taką decyzją, NIE ŻYCZĘ! Ale walczymy... Ania przetrwała mnóstwo.. i ja, nie mogłabym pozwolić jej odejść patrząc na jej oczki, patrząc że resztkami sił stara się do nas uśmiechnąć, że po prostu CHCE ŻYĆ..
Nie życzę tego nikomu.....nawet najgorsze u wrogowi (choć myślę że takiego nie mam ) NIKOMU widoku nieprzytomności dziecka, daru boskiego do którego podłączonych jest masa kabli, rurek itp.. . i respirator... to ON oddycha za moje dziecko, który jest teraz Panem, bo to on decyduje co dalej....
Tak mijały kolejne dni i noce, a personel medyczny dwoił się i troił by pomóc Anusi, by ulżyć jej w cierpieniu. I kiedy już myśleliśmy że wychodzimy rzeczywistość bardzo szybko równała nas z ziemią...bo doczepiła się bakteria, bo pojawiła się sepsa, bo kolejne intubowania załamywały nas tak bardzo, że myśleliśmy ile Ania jeszcze wytrzyma... ile narkoz? Ile kłuć? Ile pobierania krwi? ILE BÓLU I CIERPIENIA??
Idąc każdego dnia korytarzem szpitalnym słyszałam jedno.. płacz dzieci, płacz małych istotek, które walczą o życie, a w ich płaczu zawarty ból cierpienia i ta nieustająca chęć życia, chęć normalnego życia....
Dziesiątki rozmów z lekarzami, pielęgniarkami to nie tylko wskazówki medyczne czy pielęgnacyjne. To również rozmowy o tym, co dzieje się w naszych głowach, jak radzić sobie w tym wszystkim. Nikt nie ocenia, nikt do niczego nie zmusza...każdy na swój sposób stara się pomóc, bo tam pracują ludzie, którzy setki razy widzieli śmierć, które w każdym nawet najmniejszym kąciku czai się by w najmniej oczekiwanym momencie zaatakować.
I ta śmierć czaiła się aż trzy razy na Anusie .... a ona taka maleńka, drobinka moja ukochana , moje szczęście, moj skarb , mój promyk słońca, moja gwiazdka z nieba , moje serduszko ukochane z całych sił by być z nami.
To niewiarygodne ile razy Ania podnosiła rękawice by zawalczyć o swoje życie, a ja nic, w żaden sposób nie mogłam jej pomóc. Jedyne co, to mogłam całe dnie siedzieć przy jej łóżeczku i czuwać. ..mówić, opowiadać , czytać, głaskać dotykać, miziać, tulić, opowiadać bajki... Opowiadać o tym jak wielu Aniołów bez skrzydeł ją wspiera, jak wielu ludzi o dobrym serduszku się modli za nią i jak mnóstwo ludzi trzyma za nią kciuki
Tak dzięki Wam Ania dała radę, walczy dalej o każdy dzień życia, o lepsze jutro, o to by choć odrobinę każdy kolejny dzień był ciut lepszy od poprzedniego.
Te 47 dni i nocy to dni pełne bólu, łez, smutku, rozpaczy, wewnętrznego krzyku, złości, cierpienia, bezsilności, bezradności jeszcze większej niż dotychczas.... Ale to również dni pełne miłości, nadziei i wiary, to dni w których każdy gest Anusi i każdy jej uśmiech był wart największe pieniądze tego świata i mimo, że wiesz ze twoje dziecko od urodzenia cierpi na śmiertelną, nieuleczalną chorobę i ze masę razy słyszałam, że Ania w każdej chwili może umrzeć i że kilka razy usłyszałam
że Anusia nie ma szans na normalne życie to i tak nigdy ale to przenigdy nie będę gotowa na jej śmierć ....na jej odejście, NA NASZE ROZSTANIE....
Bo to tak jakbym pogodziła się z jej wyrokiem śmierci. I choć czasem ludzie piszą do mnie i mają mi za złe że zbieram pieniążki by móc ofiarować jej kolejny dzień , bo twierdzą że Ani nie da się wyleczyć, że to droga bez celu, że nie powinnam, że czeka mnóstwo dzieci na pomoc dla których jest nadzieja. POMIMO WSZYSTKO JA TEŻ MAM NADZIEJĘ!!!!
Jaką byłabym mama, gdybym nie walczyła? ?? Gdybym się poddała od razu??............

piątek, 9 września 2016

Chwila refleksji..."najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"...małe gesty-wielkie cuda

Ostatnie dni przyniosły dużo smutnych wiadomości, wiele przeciwności dla Anusi, wiele cierpienia i bólu, którego w jej życiu jest już naprawdę dużo...i w takie dni, kiedy Ania w Łodzi walczy o każdy oddech swojego życia przychodzi milion niejasności i pytań bez odpowiedzi... dlaczego Ania? Czemu ona musi tak cierpieć? Dlaczego niewinne dzieciątko? Ból i płacz miesza się ze złością i odczuciem niesprawiedliwości na świecie... i w takie dni myślę, że większość z nas nie docenia tego, co ma... a jeżeli twierdzi, że docenia, to nie zauważa że często narzeka na coś, o co mama Ani modli się każdego dnia... zaniedbujemy swoje zdrowie, bo konsekwencje naszego postępowania dostrzeżemy przecież dopiero za kilka lat... problemy ze wzrokiem, bolący kręgosłup...

Spacer... zwykły spacer w otoczeniu naszych bliskich... nie możemy? Oczywiście, nie mamy czasu... bo właśnie wybiła 16:00, czas na nasz ulubiony serial, film albo kolejną misję w naszej ulubionej grze... zapominamy o tym co najważniejsze... o kontakcie realnym, a nie wirtualnym.. nawet jeżeli wyjdziemy na spacer, to nie oszukujmy się... wychodzimy z domu, bo za 2 kilometry otrzymamy nowego Pokomena... pogoń za Pokemonami, pogoń za byciem lepszy od kogoś a nie dla kogoś...przykra rzeczywistość...o kontakcie z naszymi najbliższymi...nikt nie zdaje sobie sprawy, nikt nie myśli o tym, ile każdemu z nas jeszcze zostało... nikt nie myśli, że ważny jest kontakt z siostrą bratem... 

Okres buntu, przez który przechodzi lub przeszedł każdy z nas.. myśli i marzenia o wczesnej wyprowadzce z domu, usamodzielnienia się i możliwości decydowania o samym sobie, bo często pojawia się sprzeczka z rodzicem...myślę, że kiedyś i za tym każdy z nas zatęskni, ale przecież teraz jeszcze tego nie dostrzegamy...uciekamy przed normalną rozmową, którą również ciężko jest nam docenić...spotkania ze znajomymi i częste wyjścia to jest to, czym żyje każdy z nastolatków nie uwzględniając obowiązków domowych i tego, że w domu czeka na nas młodsze rodzeństwo, które chciałoby z nami spędzić czas, rodzice którzy chcieliby się dowiedzieć jak w szkole, a czasami i nasi dziadkowie, którzy oczekują i zasługują na minutę rozmowy... to przecież czasami oni są naszymi drugimi rodzicami. 

I na końcu rodzice... którzy denerwują się bo śmieci znów nie są wyniesione, pokój znów nie jest posprzątany, minęła 22:00, a dzieci jeszcze biegają i krzyczą, bo muszą się pobawić w szkołę, albo zrobić w zakupy w „sklepie” swojej młodszej siostry... piski i wrzaski, które nas czasami denerwują, piski i wrzaski, których czasami nie doceniamy, bo mamy je na co dzień, bo mamy ich zanadto... 

Nie bójmy się mówić o uczuciach, nie bójmy się powiedzieć „mamo kocham Cię..”, nie bójmy się podejść do naszej siostry porozmawiać o szkole, czy swoich problemach..nie wstydźmy się porozmawiać z naszym bliskim o tym że chłopak nam się podoba..nie bójmy się rozmawiać...bo kiedyś może tej rozmowy zabraknąć... i tak, z pewnością wtedy ją docenimy, ale spróbujmy ją docenić już teraz...teraz, bo potem będzie za późno

Wszystkiego w nadmiarze jest za dużo... ale jak wiele niuansów w naszym życiu jest niezauważane...te niuanse, które dla nas są codziennością, dla mamy Ani byłyby wielkim cudem i przełomem... 

Ile dałaby, żeby sprzątać po Ani zabawki, żeby miała wszystko porozrzucane w pokoju od zabawy...ile dałaby za piski i wrzaski po 22:00...piski i wrzaski od zabawy Ani z jej kochanym braciszkiem...oddałaby wszystko za jeden spacer i rozmowę ze swoją córką...nawet jeżeli ta rozmowa miałaby się zmienić w drobną sprzeczkę...ile dałaby za zabawy w szkołę i sklep swoich pociech, ile dałaby za rzucony plecak Ani w przejściu, za niezjedzoną kanapkę, bo lepszy był batonik ze szkolnego sklepiku... oddałaby wszystko za takie uszczypliwości...oddałaby wszystko i wzięłaby piski i wrzaski w zamian za Zespół Leigha... w zamian za płacz, ból i cierpienie, wzięłaby nieposprzątany pokój za  chwile bezradności, wzięłaby bieganie, skakanie po łóżku i krzyki za walkę o każdy oddech, za walkę i za widok cierpiącego dziecka... za to, aby Ania mogła oddychać samodzielnie, za to, aby nie musiała się martwić co przyniesie kolejny dzień...czy da szansę... 

Rodzice Ani oddaliby wszystko za to, na co my dziś narzekamy...za rzeczy które są dla nas niuansami... patrząc z perspektywy Anety..każdy z nas, każdego dnia doświadcza cudu, doświadcza czegoś pięknego, doświadcza widoku śmiejącego się dziecka, bawiącego się i nie myślącego o problemach ale cieszącego się z beztroskiego dzieciństwa...codziennie jesteśmy świadkami nie małych, ale ogromnych cudów w naszym życiu...trzeba umieć je tylko zauważyć... dziś musiałam to wszystko przelać tutaj...bo myśli kotłowały się w głowie...jak wiele rzeczy nie doceniamy...dopiero teraz zauważam...spróbujemy dostrzec to wszyscy...

piątek, 10 czerwca 2016

Nasze słoneczko już dwa latka z nami...





Moja kochana Anusiu... cóż mogę Ci dziś powiedzieć ?  Że jesteś osobą, którą kocham najbardziej na świecie? To już wiesz, bo mówię Ci to za każdym razem, kiedy kierujesz do mnie swój uśmiech, swoje rączki <3 Że jesteś najdzielniejszą dziewczynką na świecie? To też wiesz, bo każdego dnia pokazujesz, że masz więcej siły i determinacji w walce niż ja ze zwykłą błahostką... moja kochana Anusiu, jesteś tak małą osóbką a już tyle mnie nauczyłaś... żebym się nie martwiła głupotkami, żeby czerpała z życia całymi garściami, żebym się nie bała być <3 Kruszyneczko...a może powinnam Ci powiedzieć, że jesteś moją siostrą i przyjaciółką w jednym ?

Kocham Cię jak siostrę,  traktuje Cię jak siostrę,  jesteś moja siostra :* Ależ z tej mamy żartowniś, dać dwójce swoich dzieci tak samo na imię...

I przyjaciółkę,  bo mogę Ci wszystko powiedzieć,  Bo zawsze mnie wspierasz i kibicujesz,  bo zawsze jesteś ze mną.

Tak bardzo Cię kochamy,  wszystko byśmy dla Ciebie zrobili.... oddałabym wszystko żebyś mogła kiedyś powiedzieć do mnie "ciocia choć się ze mną pobawić " i ciągnęła mnie za rękę w stronę pokoiku :( oddałabym wszystko aby Twoja mamusia mogła Cię odprowadzać do przedszkola,  żebyś po przyjściu mogła powiedzieć "mamo bo Zosia zabrała mi lalkę" albo "mam chłopaka,  ma na imię Kacperek,  dziś się całowaliśmy"  oddałabym wszystko żebyśmy  kiedyś mogły porozmawiać o wszystkim na wszystkie tematy.... Nie patrzyłabym na różnicę wieku bo to się nie liczy,  każdy problem to jest przecież problem.  Anusia porozmawiać o chłopakach,  wypłakać się,  pośmiać,  poplotkować,  pooglądać razem filmy,  żebyś kiedyś mogła do mnie przyjechać... oddałabym wszystko za to,  za takie rzeczy. Oddałabym wszystko za Ciebie moje słoneczko...

Jesteś już z nami dwa latka,   10 czerwiec,  wspaniała data dla wszystkich którzy kochają Cię najbardziej na świecie.  Płakałam ze szczęścia, dostałaś moje imię... tak strasznie się cieszyłam, że jesteś już razem z nami...  dziś oprócz łez szczęścia pojawiają się też łzy bezradności..ale one miną,  Nie martw się, mamy tyle siły, że to wszystko pokonamy... razem z wszystkimi przyjaciółmi Mróweczko  <3 

W dniu Twoich urodzin życzę Ci samych wspaniałości,  zdrowia słoneczko,  multum cudów w Twoim pięknym życiu  abyś nigdy nie zapomniała że pomimo choroby warto się bawić i cieszyć :* abyś w kolejne urodziny sama zdmuchnęła świeczki,  sama powiedziała dziękuję,  sama krzyknęła w parku "kocham moją mamusie!!! "... ileż Aniu ja bym za Ciebie oddała,  tak bardzo Cię kocham i nigdy nie przestanę  jesteś moim serduszkiem,  moim skarbem,  moją kruszynka  trwaj,  bądź,  walcz i WYGRAJ  bądź zdrowa,  życzę Ci tego najbardziej na świecie moje kochanie :* Kocham Cię wczoraj,  dziś i jutro! Spełnienia marzeń moja księżniczko <3
                                              Twoja ciocia, siostra i przyjaciółka

niedziela, 24 kwietnia 2016

Cóż to była za lekcja...

To były wspaniałe dwa dni w otoczeniu Mróweczek... Aleks, Ania, ich mama to moja druga rodzina ♥ 


         Każda chwila z nimi jest dla mnie ogromnym szczęściem, radością :) Spędziłam dwa dni razem z Anusią i wiem, że opieka nad dzieckiem to ogromne wyzwanie. Mając dwójkę dzieci chce się poświęcić każdemu z nich jak najwięcej uwagi, jak najwięcej się z nim pobawić, nauczyć, porozmawiać... 
          Ania potrzebuje bardzo dużo uwagi, cierpliwości i wytrwałości... widać, że walczy. Bardzo dużo rzeczy ją interesuje, chce poznawać świat tak, jak robią to jej rówieśnicy :) książeczki z bajkami, ołówki w piórniku, telefony, grzechotki, piosenki... chce się bawić, choć czasami choroba bardzo ją blokuje, zabiera siłę i radość :( Mróweczka chciałaby się rozwijać, poznawać świat.. wszystko tak jak jej rówieśnicy... a ten potwór, Leigh to wszystko jej zabiera.. każdego dnia zabiera nam naszą malutką królewnę :( Ta choroba to jedna wielka sinusoida... wszystko to na co pracuje maleńka miesiącami.. na to żeby się uśmiechać, żeby lepiej jeść, aby móc czworakować... to wszystko w każdej chwili może runąć.. raz jest lepiej raz jest gorzej... dlatego trzeba się cieszyć każdą chwilą, każdym krokiem do przodu... i pomimo postępów żyjemy w strachu, że to wszystko może w jednej chwili runąć :( ...kiedy jeden dzień jest wspaniały, Ania się uśmiecha, sylabuje wyrazy.. to w kolejnym dniu już jest gorzej, Maleńka nie chce jeść nie chce spać... i wtedy znów pojawia się strach, że choroba zabiera nam te postępy, które udało się wypracować... Ania potrzebuje bardzo dużo energii na jedzenie, trwa to u niej czasem nawet 2 godziny.. przy głupim Leighu nawet jedzenie sprawia Anusi ogromną trudność.. musi wspomagać się smoczkiem, aby dosłownie "zasysać" jedzenie. Pęka serce, kiedy patrzy się na cierpienie tak małego dziecka, kiedy wiadomo że jedzenie dla nas to rzecz naturalna, a Ania tak bardzo musi się męczyć, aby dostarczyć odpowiedniej ilości jedzenia do swojego organizmu. Po jedzeniu Mała chciałaby się pobawić, ale nie ma już na to wystarczająco energii... cała siła została wykorzystana na trawienie, dlatego odpoczywa, leży i głęboko oddycha.. 
          W nocy, kiedy Ania powinna odpoczywać i zbierać energię, ona się wierci, budzi... patrzę na nią i widzę, że nawet w śnie choroba ją atakuje, że nawet we śnie bardzo cierpi i walczy z potworem w jej ciele. Przez godzinę Ania obudziła się kilka razy... dla nas spanie jest odpoczynkiem, dla niej? Kolejną walką... wydaje mi się, że dzieci z Zespołem Leigha nawet we śnie się męczą.. nawet poprzez sen nie mogą odpocząć... Do tego mama Ani, która również nie śpi, bo czuwa.. są to chwile w których boi się, że Ania się obudzi, że Ania będzie miała bezdechy.. to nie sen, to czuwanie, to pilnowanie, aby Ania mogła w spokoju choć na 20 minut zmrużyć swoje śliczne oczki. Każda chwila dla Anusi, każdy dzień podporządkowany jest naszej małej wojowniczce. 
          Anią opiekuje się mama, a bardzo często też babcia, którą również miałam okazję poznać. Babcia Marysia, która sama jest zmęczona..nigdy nie narzeka. Opiekuje się Anią i jej braciszkiem, robi wszystko, aby jej wnuczęta były najszczęśliwsze na świecie. To wzór babci :) Jest jeszcze brat Anusi- Aleksander, który tryska energią od rana do wieczora. Ah.. gdyby tylko część swojej energii mógł oddać siostrze. Aleks idzie do przedszkola, a kiedy wraca siostrzyczka aż cała się trzęsie ze szczęście. To piękny widok, kiedy patrzy się na miłość Aleksa do swojej siostry. Przytulają się, całują.. Aleks chciałby nosić Anię, ale jest jeszcze na to za mały... Łzy lecą na myśl, że Ania mogłaby już z nim grać w piłkę, bawić się, chodzić na plac zabaw :'( to wszystko zabrała jej choroba, choć głęboko wierzę że Ania da radę, że niedługo będzie chodzić i mówić... że kolejne dni będą jej dostarczać energii a nie ją zabierać. 
          Będąc tam dwa dni ciężko było mi nie uronić łzy, dlatego bardzo podziwiam mamę Anusi za to, że nie płacze przy dzieciach, bo przecież dzieci będą pytać: 'Dlaczego płaczesz?', 'Czy coś się stało?'... Pytania, które tak strasznie bolą, na które nie ma odpowiedzi, nie ma ratunku :( Dla Ani każdy kolejny dzień to kolejna walka.. kolejny dzień walki o to, aby żyć tak jak inne dzieci, aby cieszyć w głos, aby bawić się z braciszkiem, aby móc funkcjonować samodzielnie... 
          Pomimo cierpienia jakie dotyka Anię, ta często się śmieje, a jej uśmiech jest czymś bezcennym... zakochałam się w jej uśmiechu, w jej waleczności, w tym jak bardzo chce coś zrobić... jak kładziemy ją spać a ona chciałaby powiedzieć "Nie, nie mamusiu.. ja chcę się pobawić z Aleksem, ja chcę pochodzić" Wspaniałe uczucie, kiedy wstaje i zaczyna kolejną walkę, kiedy widać kolejne kroki do przodu i że ten dzień jest lepszy od poprzedniego. Kiedy Anulka się śmieje, śmieją się wszyscy, cieszą się, że czuję się szczęśliwa. Bije od niej ciepło, którym uszczęśliwia każdego: brata, rodziców, babcię, ciocie...wszystkich :) 
          Przez te dwa dni próbowałam dostrzec wszystko to, czego nie zobaczymy dopóki nie spędzimy dnia wraz z Mróweczkami. Aleks... który chce się bawić. Mógłby grać w piłkę całymi dniami, a kiedy już jest w łóżku marzy, aby poczytać mu bajeczkę. Ania...która walczy każdego dnia o siłę i energię, która nie poddaje się i każdego dnia pokazuje, że też chce się bawić, oglądać książeczki, która chce być blisko swojego braciszka. I na końcu ich mama, wspaniała mama, która każdej chwili myśli tylko i wyłącznie o tym, aby jej dzieci były szczęśliwe, aby Ania była nakarmiona, aby nic jej nie brakowało oraz Aleks.. aby był najszczęśliwszym dzieckiem, aby się bawił i rozwijał jak każde inne dziecko... 
          W nocy łzy bólu i bezradności, a w dzień uśmiech, aby Ania i Aleks niczego nie widzieli, aby nie martwili się, że ich mama jest smutna... każda chwila tylko dla dzieci, dla ich uśmiechu i szczęścia.. Czułam się tam tak ciepło... Każdego dnia pomimo łez, bólu i cierpienia rodzice Anusi i Aleksa starają się aby ich dzieci miały najwspanialsze dzieciństwo. Ta wizyta była dla mnie również ogromną lekcją... lekcję cierpliwości, miłości i walki... Chciałabym być dobrym rodzicem dla swoich dzieci, aby były tak szczęśliwymi dziećmi jak Aleks i Anusia.
          Po wizycie u małej Królewny mam jedno marzenie... Tak jak Aleks mówił do mnie "ciociu pogramy w piłkę", "ciociu poczytaj mi bajkę".. tak bardzo marzę żeby niedługo te same słowa usłyszeć od mojego drugiego skarba...od małej Anusi ♥

niedziela, 13 marca 2016

Dobro powraca...



"Wsłuchując się w głosy ludzkich serc, można usłyszeć niejed­no nieme wołanie o pomoc... "
 ♥♥♥♥♥
          Pomaganie... 9 liter które niesie ze sobą wiele dobra, ciepła i miłości do drugiego człowieka. Myślę, że powinna być to naturalna czynność, odruch każdego z nas. Ten duch radości i dobroci, który powinien być przekazywany w kółko :) 
♥♥♥♥♥
        Słyszałam różne opinie... "Po co ? Przecież to strata czasu", "Mam dużo swoich zajęć i obowiązków"... Czy aby na pewno ? Myślę, że każdy z nas jest w stanie codziennie wygospodarować godzinę czasu, aby poświęcić ją drugiemu człowiekowi... Będzie to o wiele cenniejsze, pożyteczniejsze niż jakiekolwiek inne zajęcie. A co możemy odstawić ? Odcinek ulubionego serialu, grę na internecie, "czatowanie" z przyjaciółmi z którymi najchętniej przegadalibyśmy całą dobę... Wiem, że na początku może to się wydawać dosyć trudne, dla niektórych bezsensowne, ale to działa i daje owoce na przyszłość.. Dlaczego ? Bo DOBRO POWRACA PODWÓJNIE :) (ZAPEWNIAM!). Wielu z Was pomyśli teraz, że to bez sensu bo my nie mamy z tego żadnych korzyści... i znów BŁĄD! Jest wiele korzyści, radości i satysfakcji z tego, że zrobiliśmy dobry uczynek.
♥♥♥♥♥
          Chodziłam na wolontariat a teraz wspieram moją najukochańszą Anulkę w walce z ogromnym potworem. Co dało MI pomaganie ?  Nawiązałam nowe kontakty, zdobyłam wspaniałych przyjaciół i już teraz wiem, że są to przyjaźnie na całe życie. I najpiękniejsze co może być to... EFEKTY POMAGANIA! To, kiedy widzimy, że to co zrobiliśmy dało owoce, że się opłacało. Kiedy widzisz uśmiech Ani, jej rączki, które są kierowane w Twoją stroną, każdy ciepły gest, każdy KROK  DO PRZODU! To jest właśnie to, co daje nam satysfakcję, motywację na kolejne jutro a także mocnego kopa na dalsze działanie. Ogromna pewność siebie, która w dzisiejszych czasach jest potrzebna... pewność, że właśnie TY możesz coś osiągnąć, że jesteś w stanie zrobić coś dla drugiego człowieka, że to TY a nikt inny może zrobić coś dobrego, coś osiągnąć! 
♥♥♥♥♥
          WIĘC rusz się z kanapy, odłóż grę, przegap jeden odcinek serialu, a przyjaciół z którymi miałeś/miałaś "czatować" zaproś do wspólnego pomagania, do wspólnego czerpania radości z tego, że zrobiliśmy coś na prawdę dobrego. Jedna godzina może zdziałać cuda... Zastąp niepotrzebne czynności, czymś, co jest pożyteczne co da satysfakcję Tobie i innym... Spraw, że na twarzy chorego dziecka pojawi się uśmiech.. a na twarzy jego rodzica łza... łza szczęścia... Dla nas to tak niewiele.. a dla nich ? Poczucie że nie są sami, że jest z nimi grono ludzi, że każdą walkę można pokonać, bo są wśród nich ludzie, którzy mega im kibicują i podziwiają za to, że są tak dzielni.. że walczą... 
♥♥♥♥♥
          I dziś, kiedy piszę o pomocy... PROSZĘ CIĘ ! Poświęć godzinkę dziennie na pomoc naszej maleńkiej kruszynce... odstaw grę, a w zamian powieś plakat. Przegap jeden odcinek serialu, a w zamian roznieś ulotki... Zrób przegląd swojej szafy, który planujesz od dawien dawna, ale nie masz czasu tego zrobić, bo wolisz pograć! Oddaj misie, które zalegają na Twojej półce dziecku, które nigdy nie spało z misiem i marzy, aby choć raz ubrać we wspaniałe ubranka jakąś piękną lalkę. 
♥♥♥♥♥
          Zamień świat wirtualny na świat realny.. świat ludzi. Otaczaj się wspaniałymi osobami, spraw, że na twarzach Twoich najbliższych pojawi się uśmiech... Nawet nie wiesz, jak wiele możesz dać od siebie drugiemu człowiekowi. Dlaczego ? Bo kiedyś to do Ciebie wróci :)
♥♥♥♥♥


A teraz poświęć nie godzinę a minutę dla Anusi ;* Odwiedź:
Stronę internetową: http://aniamrowczynska.wix.com/pomoc 
Stronę Facebooka, gdzie historia Anusi i wieści od Mróweczek na bieżąco: https://www.facebook.com/PomocdlaAniMrowczynskiej/
Aukcję dla naszej Anusi. Możesz licytować prezenty dla siebie lub swoich bliskich, dawać rzeczy na aukcję.. Każda złotówka przybliża nas do leczenia, do codziennej suplementacji i rehabilitacji: https://www.facebook.com/groups/1655234004745225/?fref=ts
Charytatywni Allegro, gdzie do zdobycia przedmioty najbardziej znanych sportowców i grup sportowych z ich AUTOGRAFAMI!: http://charytatywni.allegro.pl/listing?sellerId=6857274

środa, 9 marca 2016

Najwspanialsza chrzestna... kolejna miłość Ani!


Wczoraj obchodziliśmy Dzień Kobiet! Wszystkim Paniom życzymy wszystkiego co najlepsze.. przede wszystkim zdrowia, pogody ducha, spełnienia wszelkich marzeń, radości z życia, spełnienia się w tym co kochacie najbardziej, a także łez... ale tylko łez szczęścia ! :) <3
Z okazji Dnia Kobiet filmik od Anusi dla jej najwspanialszej cioci, chrzestnej naszej wojowniczki, naszej kruszynki Ani <3
Zapraszamy :)

czwartek, 3 marca 2016

Nowe wieści od Anulki

     




   Co u Ani ? Nie chcemy zapeszać, ale jest cudownie, kiedy można zobaczyć uśmiech u tej małej kruszynki.  Jednak nie wszystkie dni są takie...
        Niektóre dni są przepełnione bólem, płaczem, cierpieniem... jednak nadal trwa w nas wszystkich nadzieja, że warto walczyć o Anię, że ta walka ma sens.. Wierzymy, że Ania będzie zdrowa i spełnią się nasze marzenia.. o normalnym życiu Anulki... 
      Jest bardzo ciężko pogodzić się z chorobą Ani, z cierpieniem jakie każdego dnia dotyka to malutkie stworzenie, z tym, że potwór zaatakował jej całe ciało, że każdego dnia próbuje nam ją zabrać, że nie chce od niej odejść, że cały czas nam ją zabiera... kawałek po kawałku... tak bardzo bolą niespokojne noce, kiedy Ania potrafi budzić się 20 razy w ciągu godziny.. wtedy najbardziej dostrzegamy jej ból.. jest obawa o każdy oddech, to jest najgorsze... nie wiemy co będzie za chwilę, za godzinę, jutro, za rok... żyjesz w ciągłym strachu, który Cię nie opuszcza... 

        "ZAZDROSZCZĘ... niczego nie zazdroszczę tak jak zazdroszczę zdrowia i wewnętrznego spokoju, bo życie 20 miesięcy w lęku i niepokój o każde jutra wykańcza doszczętnie"- mówi mama Anulki, która drży o każdą sekundę życia Ani 

          Kochani.. pamiętajcie! Przyziemne sprawy, których czasami nie zauważamy są najcenniejsze... Cieszmy się z każdego oddechu naszych bliskich, naszych dzieci... cieszmy się z maleńkich rzeczy takich jak tupot małych stópek, uśmiech noworodka... 
         Nie przejmujmy się porozrzucanymi ubraniami, bo wtedy wiadomo że nasze największe skarby się bawią, szaleją, i żaden potwór mu w tym nie przeszkadza!
        Cieszmy się z maleńkich rzeczy, które czasami są błahostkami na co dzień niezauważalnymi... doceńcie najcenniejszy dar.. zdrowie.. resztę da się kupić, dostać... zdrowia niestety nie ...
      Walczymy o każdy uśmiech, o każdy gest od naszej małej Ani.. spacer jest marzeniem.. większości z Was to marzenie już się spełniło... czasami drobnostka pozwala dodać skrzydeł, pozwala walczyć dalej... dla nas każdy dzień życia Ani jest najcenniejszym darem...
         Tak mało potrzeba... zdrowie... a dla nas jest to prawie nieosiągalne, tak ciężko musimy o to walczyć.
         Nie poddajemy się ! Walczymy o to, żeby Ania mogła kiedyś zbić szklankę, psocić ze swoim braciszkiem (bo tak często się pyta kiedy powariuje ze swoją Anusią), wywracać szuflady do góry nogami :) o to nie będziemy się złościć, będziemy megaaa szczęśliwi ♥ 

niedziela, 14 lutego 2016

List od Ani...




Kochana Mamuniu ♥ 
          Pewnie się teraz dziwisz jak to możliwe, że taka mała kruszynka jak ja pisze do Ciebie list... ale to ja, twoja Anusia. Pisze, bo chce Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocham, jak bardzo Cię potrzebuje, jaka jesteś dla mnie ważna... 
          Trzymałaś mnie dziewięć miesięcy pod swoim serduszkiem. Czułam się tam tak bezpiecznie. Wszystko słyszałam, co do mnie mówisz, jak głośno się śmiejesz.. kiedy byłaś smutna, kopałam Cię.. nie lubię jak jesteś smutna, nie lubię jak płaczesz... 
          10 czerwca po długich oczekiwaniach na Ciebie w końcu Cię zobaczyłam... pomyślałam sobie 'moja najukochańsza mamusia' .. w końcu Cię zobaczyłam .. Mamusiu... Pokochałam Cię bardziej niż podczas chwil, które spędziłam w Twoim brzuszku... Jedyne o czym marzyłam to przytulić się do Ciebie, bo przy Tobie czuję się taka bezpieczna, czuję że przytula mnie osoba, która kocha mnie jak nikt inny, która nigdy mnie nie zawiedzie.. 
          Niestety po kilku dniach coś ze mną się stało, zaczęłam chorować.. Widziałam jaka jesteś zmęczona, jak chodzisz smutna.. a i tak siedziałaś przy mnie i tuliłaś mnie w swoich ramionach.. czułam jak drżysz w każdej chwili o mnie.. niepotrzebnie mamuniu.. bo ja będę walczyć.. będę walczyć dla Ciebie mamo. Chcę zostać przy Tobie, nie chcę Cię zostawiać, bo wiem, że Ty nigdy tego nie zrobisz. 
          Mamusiu domyślam się, że teraz pewnie płaczesz, ale proszę Cię nie rób tego. Nie chce żebyś już więcej płakała.. moim marzeniem jest żebyś śmiała się każdej chwili, żebyś cieszyła się z życia, żebyś była dumna ze swojej Ani.. bo ja staram się jak mogę. Pamiętaj, że jestem tutaj tylko dzięki Tobie i tatusiowi ♥  
          Tak bardzo Cię kocham, za to, że tak strasznie o mnie walczysz, że się nie poddałaś .. chciałabym dla Ciebie zwyciężyć tą walkę, ale proszę Cię mamusiu poczekaj jeszcze troszeczkę. Jestem jeszcze troszku mała i niestety nie mogę tak szybko wygrać z tym smokiem, który jest w moim ciele, ale obiecuję Ci, że dla Ciebie i tatusia go pokonam, że będziemy wszyscy razem już zawsze ... i, że Ty, która tak bardzo drżysz o mnie każdego dnia będziesz mogła być już spokojna..  
           Mamo.. ja jeszcze nie mówię, nie chodzę, ale już niedługo będę bawiła się z Aleksem- moim najukochańszym braciszkiem i dziewczynkami w berka, w chowanego, skakała na skakance..   
          Mamuniu nie mówię, ale chciałabym Ci napisać to co czuję i co mówiłabym Ci każdej chwili, gdybym tylko potrafiła.. Mamo już niedługo nauczę się mówić..  mamo tak bardzo Cię kocham. Jesteś dla mnie najwspanialszą kobietą, kocham Cię najbardziej na świecie i nigdy nie przestanę.. zawsze będę Twoją malutką Anusią, nawet wtedy, kiedy będę już taaakaaaa duża jak mój kochany tatuś :) Nigdy Cię nie zostawię, obiecuję ♥ Razem wygramy z tym potworem :* Już niedługo razem pójdziemy na spacerek do parku, będziesz mnie odprowadzała do przedszkola, będziemy razem się bawiły.. każdego wieczora będę Ci śpiewała piosenkę, tak jak Ty teraz.. Bo opiekujesz się mną jak nikt inny. Jesteś przy mnie w każdej chwili mojego życia...
           Jesteś najwspanialszą mamą..  Mamuniu tak bardzo Cię kocham... 
Twoja Anusia ♥

środa, 27 stycznia 2016

Waleczna Mróweczka pokonała gorączkę!



 ♥♥♥
                 Naszą Anusię w piątek wieczorem zaatakował kolejny potwór! Tym razem była to GORĄCZKA! Ania walczyła z ponad 40 STOPNIAMI.. 
 ♥♥♥
                  Każdy dorosły jest rozłożony, kiedy dopada go tak wielka temperatura, a co dopiero taką kruszynkę. Wiemy, że dla Anusi każdy najmniejszy wirus to zabójstwo, dlatego baliśmy się o nią niesamowicie. Okłady, syropy przeciwgorączkowe, chłodne kąpiele... Jednak to nic nie dawało.. Ani gorączka zmniejszała się, a za chwilę atakowała od nowa.. Myśleliśmy od czego tak wielka gorączka.. wokół kruszynki nie przebywały ostatnio osoby przeziębione.. A może to ZĄBKOWANIE? Nasza malutka Anusia w końcu rośnie, rosną jej też ząbki.. 
 ♥♥♥
                  Każda mama wie jaki to trudny czas dla każdego dziecka.. i dla każdej mamy.. I tym razem mamunia Anetka nie zostawiła Anusi ♥  Czuwała nad Anią dzień i noc. Pomimo zmęczenie, bezsilności, nie odstępowała jej na krok.. I nasza malutka wojowniczka pokazała, że żadna choroba jej nie straszna! "Choćby nie wiem co pokonam tego smoka, tego potwora mamusiu" Nasza Mróweczka po raz kolejny pokazała nam, że ma potencjał, że walczy z chorobą, że chce być zdrowa.. Walczyła z gorączką aż do wtorku.. ale pokonała ją! Choć nadal nie wiemy tak na prawdę od czego była ta gorączka, to mamy nadzieję że opuściła ją na dobre, że już więcej nie powróci do Anusi.. Wierzymy, że Anusia tak samo jak pokonała gorączką pokona okropnego potwora, że już niedługo będzie możliwe leczenie za granicą ! A mamusia i wszyscy Przyjaciele Mróweczki będę walczyć razem z nią ! ♥

czwartek, 21 stycznia 2016

Cudowna Marysia- najlepsza babcia i mama...




Chciałabym zacząć od samego początku...od momentu, kiedy ja sama byłam jeszcze malutkim dzieckiem, a w głowie miałam tylko lalki i pluszowe misie... Mnie i moją siostrę Madzię wychowywała MAMA, tylko ona. Musiała sama ogarnąć dom, pracę i naszą szkołę. Wiem, że większość osób pewnie by się poddała, ale nie ona, nie moja najlepsza mamunia. Dbała o nas jak nikt inny. Pomimo tego, że często już nie miała siły starała się, abyśmy skończyły szkoły, aby nas wykształcić na mądre osoby. Myślę, że udało jej się to, choć o naszej mądrości nie mnie już to oceniać :). Kiedy już byłam dorosła, mama zachorowała. Modliłam się, klęczałam przy jej łóżku i płakałam.. tak jak ona przy mnie, kiedy byłam malutkim dzieckiem i byłam chora. Mama pomimo tego, że bardzo cierpiała była bardzo dzielna i silna. Nie poddawała się. Wiedziała, że tutaj ma jeszcze wiele do zrealizowania i że jest bardzo potrzebna. Moja kochana mamunia... Potem urodziły się nasze dzieci, a jej wnuki.. Nie odstępowała od nich na krok.. to były jej oczka w głowie. Pomimo tego, że czasami nie ma już siły, cierpliwie znosi wszystkie wybryki naszych kochanych szkrabów, bo tak na prawdę nie wyobraża sobie bez nich życia. Za to, że jest przy mnie i przy nich tak strasznie ją KOCHAM... nie ma drugiej tak dobrej, dzielnej, silnej kobiety, takiej mamy jak moja kochana mama Marysia... Nigdy nie odmówiła mi pomocy, nawet, kiedy była już bardzo zmęczona zawsze przychodziła i pomagała przy moich dzieciach a jej wnukach. Była ze mną od samego początku, kiedy urodziła się Ania, od samego początku kiedy moja kruszynka płakała dzień i noc, ona cierpliwie trzymała ją na swych rękach, całowała po główce i przytulała.. Wiem, że moja Anusia czuję się przy niej na prawdę bezpiecznie.. Moja mama ma dosyć szpitali, sama dużo w nich przebywała.. pomimo tego, zawsze jeździ ze mną i z Anią do każdej kliniki, do każdego centrum zdrowia i cierpliwie czeka na każdą diagnozę lekarza, na każdą dobrą i złą wiadomość. To ona jest przy mnie nawet w tych najgorszych momentach.. w momencie kiedy dowiedziałam się że Ania, że moja jedyna córeczka jest śmiertelnie chora, że właśnie zaczyna walkę o każdy dzień swojego życia.. moja mama płakała.. tak strasznie płakała.. nie mogła sobie tego darować.. krzyczała.. "po co wygrałam walkę z rakiem, dlaczego muzę patrzeć na to jak jakiś potwór zabiera mi maleńką wnuczkę, wnuczkę na która tak długo czekałam..." płakała, cierpiała, wiem że serce jej pękało... kobieta która tak wiele przeżyła w życiu..ona była przy mnie i nigdy nie zostawiła...  była w tamtych chwilach dla mnie ogromną podporą.. wiem, że gdyby nie ona w tych momentach, załamałabym się .. Dzięki niej dziś jestem silniejszą kobietą.. jestem pewna, że co by się nie działo mogę na nią liczyć... Moja mama jest moją bohaterką, jest moim wzorem do naśladowania. Mówią że największa miłość to miłość matki do dziecka.. moja mama pokazała że to prawda, pokazała również, że tak mocno jak kocha mnie i Madzię, kocha swoje wnuki i nigdy nie przestanie.. Mamo..  nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć Ci się za to co dla mnie robisz .. dla mnie, dla Madzi i dla naszych dzieci.. żebym mogła Ci to wszystko wynagrodzić i odwdzięczyć za to ile serca włożyłaś w nasze wychowanie, pomimo tego że było Ci bardzo ciężko musiałabym żyć przynajmniej trzy razy... Mamo.. jak ogromna jest moja wdzięczność za to jakie wspaniałe wartości mi wpoiłaś... Mamo.. nie umiem nic więcej dziś powiedzieć, jak tylko to.. że bardzo Cię kocham.. Dziękuję Ci że jesteś najlepszą mama i babcią :)

wtorek, 19 stycznia 2016

Gramy dla Aneczki- Mróweczki !



W środę, dwa dni przed meczem ciocia Aneta napisała do mnie, abym na mecz, który miał być w piątek ubrała się na sportowo... Nie wiedziałam o co chodzi, a że jestem osobą bardzo niecierpliwą od razu zaczęłam dopytywać się o co chodzi. Dowiedziałam się wtedy, że mam grać w meczu charytatywnym dla Aneczki... Ale jak to ? Przecież ja miałam tylko dopingować wszystkim przyjaciołom, którzy mieli walczyć na boisku... Byłam bardzo zdziwiona ! Bałam się.. Myślałam, jejku tam będą takie gwiazdy, a ja taka niska, nie umiem grać w koszykówkę. Dodatkowo okazało się, że ja i ciocia Magda jesteśmy jedynymi dziewczynami w drużynie i jeszcze będziemy miały grać przeciwko sobie.. Lęk górował. Anetka mnie uspokajała, że to jest mecz dla Anusi, a nie jakieś mistrzostwa świata.. Tak samo jak się bałam, tak samo się cieszyłam..  byłam mega szczęśliwa, że zostałam wybrana do grania w drużynie przyjaciół mojej kochanej Anusi...Lekcje strasznie mi się dłużyły. W głowie cały czas siedziały mi myśli o meczu i ciągłe pytania. Czy dam sobie radę ? Czy podołam temu zadaniu ? Stresowałam się, jednak wiedziałam, że muszę to zrobić dla mojej małej Ani ♥. W końcu nadszedł dzień meczu.. w tym dniu dostałam wiadomość od cioci Anetki.. Ania pierwszy raz się uśmiechnęła. Łzy spływały mi po policzkach.. Anusia, nasze słoneczko w końcu się uśmiechnęło.. Myślę, że to największa nagroda jaką mogła nam podarować Ania w ten dzień .. nam wszystkim! Po południu weszłam na salę i zaczęłam przygotować się do meczu.. do samego końca nie wiedziałam co ja tam robię i jak to wszystko będzie wyglądało. Otuchy dodawała mi ciocia Magda, która równie mocno jak ja, stresowała się grą.. Wtedy już, ten stres był bardziej motywujący. Grałam w Białych Mrówkach razem z tatą Ani, czyli dużą Mrówą oraz innymi wspaniałymi ludźmi, którzy przyjechali w jednym celu, dla jednej osoby... dla Anusi. Zaczęliśmy mecz, a ja poczułam, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną, jednym wielkim mrowiskiem :) Ania nie mogła być w ten dzień razem z nami, lecz wiem, że każdy czuł jej obecność...głęboko w swoim sercu. Mecz był pełen emocji. Moje i Magdy punkty liczyły się podwójnie, dlatego strategią obu drużyn było to, aby do kosza trafiały dziewczyny.! Stres minął mi całkowicie, na mojej twarzy widniał już tylko uśmiech. Nie wiedziałam, że mogę się tak świetnie bawić. Mecz okazał się rewelacyjny. Duży udział w meczu mieli wspaniali kibice: moje wspaniałe mrowisko (Anetka,  Aleks, Anastazja,  Wiktoria, Pan Marek), rodzina (rodzice,  wspaniałe rodzeństwo) przyjaciele (Michas i ekipa)i inne osoby, które gorąco wspierały naszą grę i walkę Ani!  Przegraliśmy jednym punktem, jednak w tym dniu punktacja nie miała żadnego znaczenia. Graliśmy mecz dla Ani, wszyscy byliśmy jedną drużyna, tam nie było podziałów, nie było lepszych i gorszych.. wszyscy byliśmy razem, wszyscy tak samo chcemy, aby Anusia była zdrowa ♥ Podczas meczu byłam megaa szczęśliwa, jednak nadszedł moment, w którym polały się łzy, które ostatnią pojawiają się u mnie bardzo często.. Głos zabrali rodzice Ani, cała rodzina Mróweczek.. Usłyszałam "myślę, że wszyscy wygraliśmy dzisiaj uśmiech Ani"... "nadzieja umiera ostatnia"... "wierzymy że ta walka ma sens, wierzymy, że wszystko zakończy się happy endem"... Największa niespodzianka tego dnia, największa nagroda od naszej Anusi, która musiała bardzo długo i bardzo ciężko walczyć, aby mogła pokazać nam swój piękny uśmiech.. Całą drużyną chcieliśmy pokazać że Ania jest w tym dniu najważniejsza... zebraliśmy się i w całej sali zabrzmiało głośne "RAZ DWA TRZY... ANIA!!!". Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam zagrać w tak wspaniałym meczu, z tak wspaniałymi ludźmi, gwiazdami.. To dla mnie jeden z najwspanialszych dni w życiu.. Czułam siłę od mojej Aneczki, od cioci Anetki, od moich wspaniałych pociech, które wiernie kibicowały i wytrzymały do samego końca.. Jestem bardzo dumna i bardzo szczęśliwa, że mam taką rodzinę ♥  "Gramy dla Aneczki".. tak.. Uważam, że mecz się skończył, ale nie gra o Anię, nie walka o jej życie. .. ona nadal trwa i będzie trwała...

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Mój mały sportowiec... sportowiec roku ♥





Kim jest dla mnie Ania ? Hmm.. myślę, że jeżeli napisałabym tutaj ile dla mnie znaczy to brakłoby dnia, aby to potem przeczytać... Myślę, że mogę powiedzieć, że jest dla mnie wszystkim... Jest dla mnie osobą, która jako jedyna z niewielu pokazała mi, że jeżeli chcemy coś osiągnąć to potrzeba wiele pracy, wysiłku i chęci... to samo pokazała mi równie ważna dla mnie osoba... jej mama :) Ania walczy każdego dnia o przeżycie, każdego dnia zmaga się z potworem, który siedzi w każdej komórce jej ciała... Myślę, że można powiedzieć, że Ania toczy swój najważniejszy mecz, mecz w którym wygraną jest najcenniejszy dar- życie. Aneczka wie, że jej tata (sportowiec, który pomaga Ani wygrać mecz) jest dumny z Ani walki, gry, z tego jak Ania bardzo się stara. Nasza kruszynka zyskała ducha walki właśnie po swoich rodzicach. Uważam, że jest najlepszy sportowcem, który biegnie po wygraną, najlepszą koszykarką swojego taty i swojej mamy. Jak w każdym meczu drużynowym, bo to dzięki Wam jesteśmy wszyscy zgraną drużyną musi istnieć współpraca. Ania jest naszym kapitanem, a my jej pomagamy! Wspaniałą drużynę koszykarską stworzyliśmy z koszykarzami z Kalisza i innych miast... To oni pchają nas do zwycięstwa nad chorobą. Jestem im wdzięczna za to, że pokazują wszystkim, że do samego końca trzeba wierzyć i że pomoc innym jest czymś bardzo ważnym. Dostaliśmy kubki, piłki z podpisami na licytacje, mnóstwo innych rzeczy... Największą niespodzianką jest dla nas mecz, który odbędzie się 15 stycznia w hali OSRiR na ul. Łódzkiej! Jeżeli właśnie to czytasz, to pamiętaj.. nie może Cię tam zabraknąć ;) To właśnie tam koszykarze pokażą swoją moc, zjednoczą się z wszystkimi osobami którzy będą tym razem kibicować nie tylko im, ale i naszej malutkiej Anulce. Zostało zorganizowane mnóstwo meczy, na których odbyły się zbiórki dla Aneczki... nie jestem w stanie wymienić wszystkiego, opisać jak wspaniała jest brać koszykarska. To nasi przyjaciele, nasi Aniołowie którym z  całego serca dziękuję.  Mecz gramy ze swoją drużyną, ale bez kibiców, którzy wiernie kibicują, mecz nie ma sensu... kiedy widzimy Was, wiemy, że dodajecie nam skrzydeł, że na boisku, gdzie gramy z potworem- Zespołem Leigha jesteście po naszej stronie, wierzycie w nas i każdego dnia dodajecie nam siły na kolejny mecz, kolejną walkę. Wierzymy że i tym razem pokażecie że świat kibiców to jedna wielka rodzinę że tworzycie tą rodzinę razem z nami. Dziękujemy! Ja, choć jeszcze młoda, wiem już co najcenniejsze w życiu- zdrowie. Podziwiam Anię, jej kochanego braciszka i rodziców za to jaką wspaniałą tworzą razem drużyną, są zespołem, który nigdy nie poddaje się do samego końca, walczy dopóki jest siła i nadzieja... Wierzę, że u nich nigdy tego nie zabraknie, dlatego, że są razem. Ania to mój ulubiony sportowiec, mój malutki sportowiec roku, który nauczył mnie o wiele więcej niż niejeden dorosły. Może warto czasami spojrzeć na to co jest na prawdę cenne a nie kierować się tym, co przynosi w naszym życiu szkodę. Aneczka, moja imienniczka to mój sportowiec. Wszyscy jednak wiemy że jej ulubionym sportowcem jest nikt inny jak jej najukochańszy tatuś. Wierzymy, że niedługo zagra z nim mecz i pokaże na co ją stać, pokaże, że talent sportowy odziedziczyła właśnie po nim ;)

czwartek, 7 stycznia 2016

Jak poznałam Anię?



Historia poznania Ani jest bardzo długa, ale bardzo ciekawa i dla mnie jest bardzo ważnym elementem w moim życiu. Byłam w szóstej klasie, kiedy do mojej szkoły przyszła uczyć ciocia Aneta. Była ona moją nauczycielką od wychowania fizycznego. Bardzo ją polubiłam. Była to dla mnie osoba, która świetnie uczyła i zawsze można było z nią porozmawiać na każdy temat. Dla mnie była ona nie tylko nauczycielem ale również moim pedagogiem, przyjacielem...  Wtedy była to tylko szkoła. Dodatkowo chodziłam na zajęcia taneczne, a potem na mecze, na których razem z dziewczynami tańczyłyśmy i dopingowałyśmy :). Były to dla mnie cudowne chwile, oderwanie się od życia szkolnego, możliwość poznania nowych ludzi a także zdobycie wielu cennych wspomnień. Niestety.. rok szkolny bardzo szybko się skończył a ja musiałam pożegnać się ze szkołą... no i z moją ulubioną panią Anetą.. Poszłam do Gimnazjum jednak nasz kontakt się nie urwał, często przychodziłam jeszcze na zajęcie taneczne, jeździłam na mecze, a w razie potrzeby przychodziłam żeby (wtedy jeszcze) pani Aneta wytłumaczyła mi zagadnienia z chemii. Kilka tygodni potem pani Aneta zachorowała, a ja przestałam chodzić do podstawówki na zajęcia. Pomimo tego nie straciłyśmy kontaktu. Pani Aneta zawsze się mną opiekowała, pytała jak w szkole, czy nie mam żadnych problemów itd.  Któregoś dnia zadzwoniła do mnie i powiedziała "Aniu muszę Ci coś powiedzieć". Coś podejrzewałam, jednak nic nie chciałam mówić... Wtedy to dowiedziałam się, że moje ulubione mrowisko zostanie powiększone o jedno mrówkę. Polały się łzy.. łzy szczęścia. Cieszyłam się, że pani Aneta będzie mogła doświadczyć takiego szczęścia, że będzie miała kolejne dziecko. Nie traciłyśmy kontaktu, dlatego pani Aneta stała się szybko moją ciocią... Ciocia Aneta jest kobietą, która spełniła jedno z moich marzeń, zrobiła mi ogromną niespodziankę... Nie, to nie laptop, telefon ani nic z tych rzeczy... To coś o wiele cenniejszego. Dała swojej córce imię Anna.. po mnie. Kiedy 10 czerwca urodziła się Ania dostałam telefon i usłyszałam "Ania sobie właśnie słodko śpi". Spytałam "Ania?", "Tak, Ania. Obiecałam Ci że jeżeli będzie dziewczynka to dostanie imię po Tobie". Nie umiem ocenić, opisać mojego szczęścia w tamtej chwili. Wiedziałam wtedy, że znajomość z Anią się dopiero zaczyna, a Ania będzie istotką bardzo ważną w moim życiu. Pierwszy raz zobaczyłam Anię, kiedy miała 2 miesiące. Śliczna kruszynka, w której od razu zadłużyłam się po uszy. Był 18 lipca, kiedy dowiedziałam się, że Ania jest bardzo ciężko chora.. Płakałam, tłumiłam w sobie wiele emocji, ponieważ obiecałam że wiadomość o chorobie zostawię tylko dla siebie. Była to dla mnie najgorsza wiadomość jaką usłyszałam. Ania, moja kruszynka, moja imienniczka od tamtej chwili zaczęła walczyć o swoje życie.. walka trwa aż do dziś. 26 lipca to zarówno moje imieniny jak i Ani. Wtedy widziałam ją po raz drugi. Ciocia przyniosła ją do pokoju rozespaną, zawiniętą w kocyku, małą i bezbronną. Pomyślałam sobie- ona jest taka malutka a musi toczyć taką walkę... Ania wyciągnęła do mnie rączki a ja nie mogłam powstrzymać łez. Tuliłam ją tak mocno, jak tylko mogłam. Chciałam się nacieszyć każdą chwilą z moją imienniczką. Ania patrzyła na mnie swoimi wielkimi, pięknymi oczkami. Czułam od niej takie ciepło, którym zarażała wszystkich. Jest tak oczywiście aż do tej pory. Trudno było mi się z nią rozstawać, pocałowałam ją w czółko i powiedziałam tylko "walcz mała". Wiem, że to spotkanie było też bardzo trudne dla jej mamy, dużo płakała, opowiadała mi. Wiem, że od środka ją rozrywało, ale nie chciała płakać przy mnie, nie chciała żeby widziała ją Ania, taką zalaną łzami... Postanowiłam pomóc, włączyłam się w pomoc dla Ani Mrówczyńskiej. Nie robię tego dla siebie, robię to dla Ani i dla cioci... Ostatni raz widziałam Anię 19 grudnia. Poprosiłam ją, żeby się postarała, żeby walczyła, żeby się nie poddawała. Wierzę, że Ania będzie dalej walczyła. Taka ot cała historia, która się nie kończy, ona trwa nadal... Chciałam też dodać, że pomaganie drugiemu człowiekowi to coś najlepszego co możemy zrobić, nie tylko dla innych, ale też dla siebie. Myślę, że znajomość z Anią pozwoliła mi zrozumieć co jest tak na prawdę ważne w życiu, dlaczego tutaj jesteśmy, przestałam się przejmować wieloma rzeczami, które kiedyś wydawały mi się czymś nie do zniesienia... Proszę Was, nie przejmujmy się błahostkami... one miną. Dzięki cioci i samej Ani poznałam też wiele ludzi wartościowych. Jedną z nich jest pani Magda (siostra cioci), z którą również utrzymuję kontakt. Cieszę się że mam wkoło osoby, przy których dobrze się czuję. Przede wszystkim cieszę się, że mam Anię :)

środa, 6 stycznia 2016

Przystanek Warszawa...




Ania co tydzień, w każdy czwartek wcześnie rano wyjeżdża do Warszawy ze swoją kochaną mamusią, która jest przy niej dzień i noc. Ania jedzie tam do Prywatnej Kliniki ImmuMedica na tlenoterapię i laseroterapię. Pani Aneta musi wyjeżdżać ze swoja kruszynką nawet o godzinie 4:00. Każdy wie, że o tej godzinie każde małe słoneczko słodziutko sobie śpi. Niestety.. nie w przypadku Ani. Mała wojowniczka wstaje wcześniej niż uczniowie do szkoły, a dorośli do pracy. Jedzie prawie 300 km (razem 600), aby walczyć o swoje życie. Tam jest nakłuwana. Najgorsze jest to, kiedy w jej małej rączce nie można znaleźć żyłki i trzeba ją kłuć kilka razy. To jest najgorsze... kiedy ona musi tak strasznie cierpieć, aby choć trochę zwiększyć swoje szanse na najcenniejszy dar, który dostała, na życie. Nigdy nie umiem pogodzić się z cierpieniem jakie każdy doświadcza. Nigdy też nie myślałam że poznam kogoś, kto będzie cierpiał tak jak malutka Anulka. Niestety... trafiło na dziecko, które kocham najbardziej na świecie, na moją malutką Anię. Każdy ma zdrowe dziecko, szczęśliwe, które biega, cieszy się i mówi "mamo". Ania nie jest w stanie zrobić żadnej z tej czynności. To największy ból jaki może doświadczać, każdego dnia walczyć o życie, o oddech, o wszystko... Nikt z nas nie potrafi też sobie wyobrazić jak cierpi mama Ani. Kobieta, która nosiła naszą kruszynkę 9 miesięcy pod swoim sercem, oddała jej wszystko co miała. Teraz patrzy jak Ania cierpi, walczy. Trudno pisać o Ani, nie wylewając morza łez... tak jest i w moim przypadku. Każde słowo poświęcone jest mojej małe Ani, którą znam od samego początku, która ma imię po mnie ... Myśli zaprzątają całą głowę, a wszystko rozrywa mnie od środka. Czemu Ania ?! Każdy z Was ma pewnie jakieś marzenia. Zdanie do następnej klasy, super wakacje, telefon, laptop, książka.. I mówisz że nie możesz tego mieć... Takie rzeczy można bardzo łatwo osiągnąć. Marzenia są po to żeby je realizować. Warto jednak spojrzeć na marzenia o które na prawdę trzeba walczyć.  Moim marzeniem i pewnie każdego kto zna Anię jest to, aby nie musiała więcej jeździć do Warszawy, aby nie musiała cierpieć, być nakłuwana, aby nie musiała płakać!  I w tym momencie zaczynam płakać nawet ja... i nie umiem pisać dalej o cierpieniu jakie każdego dnia dotyka Anię oraz jak każdego dnia Leigh chce ją nam zabrać... Ania nadal walczy, jak nikt inny... A Ty musisz nam pomóc. Ania walczy. A Ty ? Poddasz się ? Pomóż nam uratować życie Ani... Proszę ...