środa, 27 stycznia 2016

Waleczna Mróweczka pokonała gorączkę!



 ♥♥♥
                 Naszą Anusię w piątek wieczorem zaatakował kolejny potwór! Tym razem była to GORĄCZKA! Ania walczyła z ponad 40 STOPNIAMI.. 
 ♥♥♥
                  Każdy dorosły jest rozłożony, kiedy dopada go tak wielka temperatura, a co dopiero taką kruszynkę. Wiemy, że dla Anusi każdy najmniejszy wirus to zabójstwo, dlatego baliśmy się o nią niesamowicie. Okłady, syropy przeciwgorączkowe, chłodne kąpiele... Jednak to nic nie dawało.. Ani gorączka zmniejszała się, a za chwilę atakowała od nowa.. Myśleliśmy od czego tak wielka gorączka.. wokół kruszynki nie przebywały ostatnio osoby przeziębione.. A może to ZĄBKOWANIE? Nasza malutka Anusia w końcu rośnie, rosną jej też ząbki.. 
 ♥♥♥
                  Każda mama wie jaki to trudny czas dla każdego dziecka.. i dla każdej mamy.. I tym razem mamunia Anetka nie zostawiła Anusi ♥  Czuwała nad Anią dzień i noc. Pomimo zmęczenie, bezsilności, nie odstępowała jej na krok.. I nasza malutka wojowniczka pokazała, że żadna choroba jej nie straszna! "Choćby nie wiem co pokonam tego smoka, tego potwora mamusiu" Nasza Mróweczka po raz kolejny pokazała nam, że ma potencjał, że walczy z chorobą, że chce być zdrowa.. Walczyła z gorączką aż do wtorku.. ale pokonała ją! Choć nadal nie wiemy tak na prawdę od czego była ta gorączka, to mamy nadzieję że opuściła ją na dobre, że już więcej nie powróci do Anusi.. Wierzymy, że Anusia tak samo jak pokonała gorączką pokona okropnego potwora, że już niedługo będzie możliwe leczenie za granicą ! A mamusia i wszyscy Przyjaciele Mróweczki będę walczyć razem z nią ! ♥

czwartek, 21 stycznia 2016

Cudowna Marysia- najlepsza babcia i mama...




Chciałabym zacząć od samego początku...od momentu, kiedy ja sama byłam jeszcze malutkim dzieckiem, a w głowie miałam tylko lalki i pluszowe misie... Mnie i moją siostrę Madzię wychowywała MAMA, tylko ona. Musiała sama ogarnąć dom, pracę i naszą szkołę. Wiem, że większość osób pewnie by się poddała, ale nie ona, nie moja najlepsza mamunia. Dbała o nas jak nikt inny. Pomimo tego, że często już nie miała siły starała się, abyśmy skończyły szkoły, aby nas wykształcić na mądre osoby. Myślę, że udało jej się to, choć o naszej mądrości nie mnie już to oceniać :). Kiedy już byłam dorosła, mama zachorowała. Modliłam się, klęczałam przy jej łóżku i płakałam.. tak jak ona przy mnie, kiedy byłam malutkim dzieckiem i byłam chora. Mama pomimo tego, że bardzo cierpiała była bardzo dzielna i silna. Nie poddawała się. Wiedziała, że tutaj ma jeszcze wiele do zrealizowania i że jest bardzo potrzebna. Moja kochana mamunia... Potem urodziły się nasze dzieci, a jej wnuki.. Nie odstępowała od nich na krok.. to były jej oczka w głowie. Pomimo tego, że czasami nie ma już siły, cierpliwie znosi wszystkie wybryki naszych kochanych szkrabów, bo tak na prawdę nie wyobraża sobie bez nich życia. Za to, że jest przy mnie i przy nich tak strasznie ją KOCHAM... nie ma drugiej tak dobrej, dzielnej, silnej kobiety, takiej mamy jak moja kochana mama Marysia... Nigdy nie odmówiła mi pomocy, nawet, kiedy była już bardzo zmęczona zawsze przychodziła i pomagała przy moich dzieciach a jej wnukach. Była ze mną od samego początku, kiedy urodziła się Ania, od samego początku kiedy moja kruszynka płakała dzień i noc, ona cierpliwie trzymała ją na swych rękach, całowała po główce i przytulała.. Wiem, że moja Anusia czuję się przy niej na prawdę bezpiecznie.. Moja mama ma dosyć szpitali, sama dużo w nich przebywała.. pomimo tego, zawsze jeździ ze mną i z Anią do każdej kliniki, do każdego centrum zdrowia i cierpliwie czeka na każdą diagnozę lekarza, na każdą dobrą i złą wiadomość. To ona jest przy mnie nawet w tych najgorszych momentach.. w momencie kiedy dowiedziałam się że Ania, że moja jedyna córeczka jest śmiertelnie chora, że właśnie zaczyna walkę o każdy dzień swojego życia.. moja mama płakała.. tak strasznie płakała.. nie mogła sobie tego darować.. krzyczała.. "po co wygrałam walkę z rakiem, dlaczego muzę patrzeć na to jak jakiś potwór zabiera mi maleńką wnuczkę, wnuczkę na która tak długo czekałam..." płakała, cierpiała, wiem że serce jej pękało... kobieta która tak wiele przeżyła w życiu..ona była przy mnie i nigdy nie zostawiła...  była w tamtych chwilach dla mnie ogromną podporą.. wiem, że gdyby nie ona w tych momentach, załamałabym się .. Dzięki niej dziś jestem silniejszą kobietą.. jestem pewna, że co by się nie działo mogę na nią liczyć... Moja mama jest moją bohaterką, jest moim wzorem do naśladowania. Mówią że największa miłość to miłość matki do dziecka.. moja mama pokazała że to prawda, pokazała również, że tak mocno jak kocha mnie i Madzię, kocha swoje wnuki i nigdy nie przestanie.. Mamo..  nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć Ci się za to co dla mnie robisz .. dla mnie, dla Madzi i dla naszych dzieci.. żebym mogła Ci to wszystko wynagrodzić i odwdzięczyć za to ile serca włożyłaś w nasze wychowanie, pomimo tego że było Ci bardzo ciężko musiałabym żyć przynajmniej trzy razy... Mamo.. jak ogromna jest moja wdzięczność za to jakie wspaniałe wartości mi wpoiłaś... Mamo.. nie umiem nic więcej dziś powiedzieć, jak tylko to.. że bardzo Cię kocham.. Dziękuję Ci że jesteś najlepszą mama i babcią :)

wtorek, 19 stycznia 2016

Gramy dla Aneczki- Mróweczki !



W środę, dwa dni przed meczem ciocia Aneta napisała do mnie, abym na mecz, który miał być w piątek ubrała się na sportowo... Nie wiedziałam o co chodzi, a że jestem osobą bardzo niecierpliwą od razu zaczęłam dopytywać się o co chodzi. Dowiedziałam się wtedy, że mam grać w meczu charytatywnym dla Aneczki... Ale jak to ? Przecież ja miałam tylko dopingować wszystkim przyjaciołom, którzy mieli walczyć na boisku... Byłam bardzo zdziwiona ! Bałam się.. Myślałam, jejku tam będą takie gwiazdy, a ja taka niska, nie umiem grać w koszykówkę. Dodatkowo okazało się, że ja i ciocia Magda jesteśmy jedynymi dziewczynami w drużynie i jeszcze będziemy miały grać przeciwko sobie.. Lęk górował. Anetka mnie uspokajała, że to jest mecz dla Anusi, a nie jakieś mistrzostwa świata.. Tak samo jak się bałam, tak samo się cieszyłam..  byłam mega szczęśliwa, że zostałam wybrana do grania w drużynie przyjaciół mojej kochanej Anusi...Lekcje strasznie mi się dłużyły. W głowie cały czas siedziały mi myśli o meczu i ciągłe pytania. Czy dam sobie radę ? Czy podołam temu zadaniu ? Stresowałam się, jednak wiedziałam, że muszę to zrobić dla mojej małej Ani ♥. W końcu nadszedł dzień meczu.. w tym dniu dostałam wiadomość od cioci Anetki.. Ania pierwszy raz się uśmiechnęła. Łzy spływały mi po policzkach.. Anusia, nasze słoneczko w końcu się uśmiechnęło.. Myślę, że to największa nagroda jaką mogła nam podarować Ania w ten dzień .. nam wszystkim! Po południu weszłam na salę i zaczęłam przygotować się do meczu.. do samego końca nie wiedziałam co ja tam robię i jak to wszystko będzie wyglądało. Otuchy dodawała mi ciocia Magda, która równie mocno jak ja, stresowała się grą.. Wtedy już, ten stres był bardziej motywujący. Grałam w Białych Mrówkach razem z tatą Ani, czyli dużą Mrówą oraz innymi wspaniałymi ludźmi, którzy przyjechali w jednym celu, dla jednej osoby... dla Anusi. Zaczęliśmy mecz, a ja poczułam, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną, jednym wielkim mrowiskiem :) Ania nie mogła być w ten dzień razem z nami, lecz wiem, że każdy czuł jej obecność...głęboko w swoim sercu. Mecz był pełen emocji. Moje i Magdy punkty liczyły się podwójnie, dlatego strategią obu drużyn było to, aby do kosza trafiały dziewczyny.! Stres minął mi całkowicie, na mojej twarzy widniał już tylko uśmiech. Nie wiedziałam, że mogę się tak świetnie bawić. Mecz okazał się rewelacyjny. Duży udział w meczu mieli wspaniali kibice: moje wspaniałe mrowisko (Anetka,  Aleks, Anastazja,  Wiktoria, Pan Marek), rodzina (rodzice,  wspaniałe rodzeństwo) przyjaciele (Michas i ekipa)i inne osoby, które gorąco wspierały naszą grę i walkę Ani!  Przegraliśmy jednym punktem, jednak w tym dniu punktacja nie miała żadnego znaczenia. Graliśmy mecz dla Ani, wszyscy byliśmy jedną drużyna, tam nie było podziałów, nie było lepszych i gorszych.. wszyscy byliśmy razem, wszyscy tak samo chcemy, aby Anusia była zdrowa ♥ Podczas meczu byłam megaa szczęśliwa, jednak nadszedł moment, w którym polały się łzy, które ostatnią pojawiają się u mnie bardzo często.. Głos zabrali rodzice Ani, cała rodzina Mróweczek.. Usłyszałam "myślę, że wszyscy wygraliśmy dzisiaj uśmiech Ani"... "nadzieja umiera ostatnia"... "wierzymy że ta walka ma sens, wierzymy, że wszystko zakończy się happy endem"... Największa niespodzianka tego dnia, największa nagroda od naszej Anusi, która musiała bardzo długo i bardzo ciężko walczyć, aby mogła pokazać nam swój piękny uśmiech.. Całą drużyną chcieliśmy pokazać że Ania jest w tym dniu najważniejsza... zebraliśmy się i w całej sali zabrzmiało głośne "RAZ DWA TRZY... ANIA!!!". Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam zagrać w tak wspaniałym meczu, z tak wspaniałymi ludźmi, gwiazdami.. To dla mnie jeden z najwspanialszych dni w życiu.. Czułam siłę od mojej Aneczki, od cioci Anetki, od moich wspaniałych pociech, które wiernie kibicowały i wytrzymały do samego końca.. Jestem bardzo dumna i bardzo szczęśliwa, że mam taką rodzinę ♥  "Gramy dla Aneczki".. tak.. Uważam, że mecz się skończył, ale nie gra o Anię, nie walka o jej życie. .. ona nadal trwa i będzie trwała...

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Mój mały sportowiec... sportowiec roku ♥





Kim jest dla mnie Ania ? Hmm.. myślę, że jeżeli napisałabym tutaj ile dla mnie znaczy to brakłoby dnia, aby to potem przeczytać... Myślę, że mogę powiedzieć, że jest dla mnie wszystkim... Jest dla mnie osobą, która jako jedyna z niewielu pokazała mi, że jeżeli chcemy coś osiągnąć to potrzeba wiele pracy, wysiłku i chęci... to samo pokazała mi równie ważna dla mnie osoba... jej mama :) Ania walczy każdego dnia o przeżycie, każdego dnia zmaga się z potworem, który siedzi w każdej komórce jej ciała... Myślę, że można powiedzieć, że Ania toczy swój najważniejszy mecz, mecz w którym wygraną jest najcenniejszy dar- życie. Aneczka wie, że jej tata (sportowiec, który pomaga Ani wygrać mecz) jest dumny z Ani walki, gry, z tego jak Ania bardzo się stara. Nasza kruszynka zyskała ducha walki właśnie po swoich rodzicach. Uważam, że jest najlepszy sportowcem, który biegnie po wygraną, najlepszą koszykarką swojego taty i swojej mamy. Jak w każdym meczu drużynowym, bo to dzięki Wam jesteśmy wszyscy zgraną drużyną musi istnieć współpraca. Ania jest naszym kapitanem, a my jej pomagamy! Wspaniałą drużynę koszykarską stworzyliśmy z koszykarzami z Kalisza i innych miast... To oni pchają nas do zwycięstwa nad chorobą. Jestem im wdzięczna za to, że pokazują wszystkim, że do samego końca trzeba wierzyć i że pomoc innym jest czymś bardzo ważnym. Dostaliśmy kubki, piłki z podpisami na licytacje, mnóstwo innych rzeczy... Największą niespodzianką jest dla nas mecz, który odbędzie się 15 stycznia w hali OSRiR na ul. Łódzkiej! Jeżeli właśnie to czytasz, to pamiętaj.. nie może Cię tam zabraknąć ;) To właśnie tam koszykarze pokażą swoją moc, zjednoczą się z wszystkimi osobami którzy będą tym razem kibicować nie tylko im, ale i naszej malutkiej Anulce. Zostało zorganizowane mnóstwo meczy, na których odbyły się zbiórki dla Aneczki... nie jestem w stanie wymienić wszystkiego, opisać jak wspaniała jest brać koszykarska. To nasi przyjaciele, nasi Aniołowie którym z  całego serca dziękuję.  Mecz gramy ze swoją drużyną, ale bez kibiców, którzy wiernie kibicują, mecz nie ma sensu... kiedy widzimy Was, wiemy, że dodajecie nam skrzydeł, że na boisku, gdzie gramy z potworem- Zespołem Leigha jesteście po naszej stronie, wierzycie w nas i każdego dnia dodajecie nam siły na kolejny mecz, kolejną walkę. Wierzymy że i tym razem pokażecie że świat kibiców to jedna wielka rodzinę że tworzycie tą rodzinę razem z nami. Dziękujemy! Ja, choć jeszcze młoda, wiem już co najcenniejsze w życiu- zdrowie. Podziwiam Anię, jej kochanego braciszka i rodziców za to jaką wspaniałą tworzą razem drużyną, są zespołem, który nigdy nie poddaje się do samego końca, walczy dopóki jest siła i nadzieja... Wierzę, że u nich nigdy tego nie zabraknie, dlatego, że są razem. Ania to mój ulubiony sportowiec, mój malutki sportowiec roku, który nauczył mnie o wiele więcej niż niejeden dorosły. Może warto czasami spojrzeć na to co jest na prawdę cenne a nie kierować się tym, co przynosi w naszym życiu szkodę. Aneczka, moja imienniczka to mój sportowiec. Wszyscy jednak wiemy że jej ulubionym sportowcem jest nikt inny jak jej najukochańszy tatuś. Wierzymy, że niedługo zagra z nim mecz i pokaże na co ją stać, pokaże, że talent sportowy odziedziczyła właśnie po nim ;)

czwartek, 7 stycznia 2016

Jak poznałam Anię?



Historia poznania Ani jest bardzo długa, ale bardzo ciekawa i dla mnie jest bardzo ważnym elementem w moim życiu. Byłam w szóstej klasie, kiedy do mojej szkoły przyszła uczyć ciocia Aneta. Była ona moją nauczycielką od wychowania fizycznego. Bardzo ją polubiłam. Była to dla mnie osoba, która świetnie uczyła i zawsze można było z nią porozmawiać na każdy temat. Dla mnie była ona nie tylko nauczycielem ale również moim pedagogiem, przyjacielem...  Wtedy była to tylko szkoła. Dodatkowo chodziłam na zajęcia taneczne, a potem na mecze, na których razem z dziewczynami tańczyłyśmy i dopingowałyśmy :). Były to dla mnie cudowne chwile, oderwanie się od życia szkolnego, możliwość poznania nowych ludzi a także zdobycie wielu cennych wspomnień. Niestety.. rok szkolny bardzo szybko się skończył a ja musiałam pożegnać się ze szkołą... no i z moją ulubioną panią Anetą.. Poszłam do Gimnazjum jednak nasz kontakt się nie urwał, często przychodziłam jeszcze na zajęcie taneczne, jeździłam na mecze, a w razie potrzeby przychodziłam żeby (wtedy jeszcze) pani Aneta wytłumaczyła mi zagadnienia z chemii. Kilka tygodni potem pani Aneta zachorowała, a ja przestałam chodzić do podstawówki na zajęcia. Pomimo tego nie straciłyśmy kontaktu. Pani Aneta zawsze się mną opiekowała, pytała jak w szkole, czy nie mam żadnych problemów itd.  Któregoś dnia zadzwoniła do mnie i powiedziała "Aniu muszę Ci coś powiedzieć". Coś podejrzewałam, jednak nic nie chciałam mówić... Wtedy to dowiedziałam się, że moje ulubione mrowisko zostanie powiększone o jedno mrówkę. Polały się łzy.. łzy szczęścia. Cieszyłam się, że pani Aneta będzie mogła doświadczyć takiego szczęścia, że będzie miała kolejne dziecko. Nie traciłyśmy kontaktu, dlatego pani Aneta stała się szybko moją ciocią... Ciocia Aneta jest kobietą, która spełniła jedno z moich marzeń, zrobiła mi ogromną niespodziankę... Nie, to nie laptop, telefon ani nic z tych rzeczy... To coś o wiele cenniejszego. Dała swojej córce imię Anna.. po mnie. Kiedy 10 czerwca urodziła się Ania dostałam telefon i usłyszałam "Ania sobie właśnie słodko śpi". Spytałam "Ania?", "Tak, Ania. Obiecałam Ci że jeżeli będzie dziewczynka to dostanie imię po Tobie". Nie umiem ocenić, opisać mojego szczęścia w tamtej chwili. Wiedziałam wtedy, że znajomość z Anią się dopiero zaczyna, a Ania będzie istotką bardzo ważną w moim życiu. Pierwszy raz zobaczyłam Anię, kiedy miała 2 miesiące. Śliczna kruszynka, w której od razu zadłużyłam się po uszy. Był 18 lipca, kiedy dowiedziałam się, że Ania jest bardzo ciężko chora.. Płakałam, tłumiłam w sobie wiele emocji, ponieważ obiecałam że wiadomość o chorobie zostawię tylko dla siebie. Była to dla mnie najgorsza wiadomość jaką usłyszałam. Ania, moja kruszynka, moja imienniczka od tamtej chwili zaczęła walczyć o swoje życie.. walka trwa aż do dziś. 26 lipca to zarówno moje imieniny jak i Ani. Wtedy widziałam ją po raz drugi. Ciocia przyniosła ją do pokoju rozespaną, zawiniętą w kocyku, małą i bezbronną. Pomyślałam sobie- ona jest taka malutka a musi toczyć taką walkę... Ania wyciągnęła do mnie rączki a ja nie mogłam powstrzymać łez. Tuliłam ją tak mocno, jak tylko mogłam. Chciałam się nacieszyć każdą chwilą z moją imienniczką. Ania patrzyła na mnie swoimi wielkimi, pięknymi oczkami. Czułam od niej takie ciepło, którym zarażała wszystkich. Jest tak oczywiście aż do tej pory. Trudno było mi się z nią rozstawać, pocałowałam ją w czółko i powiedziałam tylko "walcz mała". Wiem, że to spotkanie było też bardzo trudne dla jej mamy, dużo płakała, opowiadała mi. Wiem, że od środka ją rozrywało, ale nie chciała płakać przy mnie, nie chciała żeby widziała ją Ania, taką zalaną łzami... Postanowiłam pomóc, włączyłam się w pomoc dla Ani Mrówczyńskiej. Nie robię tego dla siebie, robię to dla Ani i dla cioci... Ostatni raz widziałam Anię 19 grudnia. Poprosiłam ją, żeby się postarała, żeby walczyła, żeby się nie poddawała. Wierzę, że Ania będzie dalej walczyła. Taka ot cała historia, która się nie kończy, ona trwa nadal... Chciałam też dodać, że pomaganie drugiemu człowiekowi to coś najlepszego co możemy zrobić, nie tylko dla innych, ale też dla siebie. Myślę, że znajomość z Anią pozwoliła mi zrozumieć co jest tak na prawdę ważne w życiu, dlaczego tutaj jesteśmy, przestałam się przejmować wieloma rzeczami, które kiedyś wydawały mi się czymś nie do zniesienia... Proszę Was, nie przejmujmy się błahostkami... one miną. Dzięki cioci i samej Ani poznałam też wiele ludzi wartościowych. Jedną z nich jest pani Magda (siostra cioci), z którą również utrzymuję kontakt. Cieszę się że mam wkoło osoby, przy których dobrze się czuję. Przede wszystkim cieszę się, że mam Anię :)

środa, 6 stycznia 2016

Przystanek Warszawa...




Ania co tydzień, w każdy czwartek wcześnie rano wyjeżdża do Warszawy ze swoją kochaną mamusią, która jest przy niej dzień i noc. Ania jedzie tam do Prywatnej Kliniki ImmuMedica na tlenoterapię i laseroterapię. Pani Aneta musi wyjeżdżać ze swoja kruszynką nawet o godzinie 4:00. Każdy wie, że o tej godzinie każde małe słoneczko słodziutko sobie śpi. Niestety.. nie w przypadku Ani. Mała wojowniczka wstaje wcześniej niż uczniowie do szkoły, a dorośli do pracy. Jedzie prawie 300 km (razem 600), aby walczyć o swoje życie. Tam jest nakłuwana. Najgorsze jest to, kiedy w jej małej rączce nie można znaleźć żyłki i trzeba ją kłuć kilka razy. To jest najgorsze... kiedy ona musi tak strasznie cierpieć, aby choć trochę zwiększyć swoje szanse na najcenniejszy dar, który dostała, na życie. Nigdy nie umiem pogodzić się z cierpieniem jakie każdy doświadcza. Nigdy też nie myślałam że poznam kogoś, kto będzie cierpiał tak jak malutka Anulka. Niestety... trafiło na dziecko, które kocham najbardziej na świecie, na moją malutką Anię. Każdy ma zdrowe dziecko, szczęśliwe, które biega, cieszy się i mówi "mamo". Ania nie jest w stanie zrobić żadnej z tej czynności. To największy ból jaki może doświadczać, każdego dnia walczyć o życie, o oddech, o wszystko... Nikt z nas nie potrafi też sobie wyobrazić jak cierpi mama Ani. Kobieta, która nosiła naszą kruszynkę 9 miesięcy pod swoim sercem, oddała jej wszystko co miała. Teraz patrzy jak Ania cierpi, walczy. Trudno pisać o Ani, nie wylewając morza łez... tak jest i w moim przypadku. Każde słowo poświęcone jest mojej małe Ani, którą znam od samego początku, która ma imię po mnie ... Myśli zaprzątają całą głowę, a wszystko rozrywa mnie od środka. Czemu Ania ?! Każdy z Was ma pewnie jakieś marzenia. Zdanie do następnej klasy, super wakacje, telefon, laptop, książka.. I mówisz że nie możesz tego mieć... Takie rzeczy można bardzo łatwo osiągnąć. Marzenia są po to żeby je realizować. Warto jednak spojrzeć na marzenia o które na prawdę trzeba walczyć.  Moim marzeniem i pewnie każdego kto zna Anię jest to, aby nie musiała więcej jeździć do Warszawy, aby nie musiała cierpieć, być nakłuwana, aby nie musiała płakać!  I w tym momencie zaczynam płakać nawet ja... i nie umiem pisać dalej o cierpieniu jakie każdego dnia dotyka Anię oraz jak każdego dnia Leigh chce ją nam zabrać... Ania nadal walczy, jak nikt inny... A Ty musisz nam pomóc. Ania walczy. A Ty ? Poddasz się ? Pomóż nam uratować życie Ani... Proszę ...