piątek, 9 września 2016

Chwila refleksji..."najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"...małe gesty-wielkie cuda

Ostatnie dni przyniosły dużo smutnych wiadomości, wiele przeciwności dla Anusi, wiele cierpienia i bólu, którego w jej życiu jest już naprawdę dużo...i w takie dni, kiedy Ania w Łodzi walczy o każdy oddech swojego życia przychodzi milion niejasności i pytań bez odpowiedzi... dlaczego Ania? Czemu ona musi tak cierpieć? Dlaczego niewinne dzieciątko? Ból i płacz miesza się ze złością i odczuciem niesprawiedliwości na świecie... i w takie dni myślę, że większość z nas nie docenia tego, co ma... a jeżeli twierdzi, że docenia, to nie zauważa że często narzeka na coś, o co mama Ani modli się każdego dnia... zaniedbujemy swoje zdrowie, bo konsekwencje naszego postępowania dostrzeżemy przecież dopiero za kilka lat... problemy ze wzrokiem, bolący kręgosłup...

Spacer... zwykły spacer w otoczeniu naszych bliskich... nie możemy? Oczywiście, nie mamy czasu... bo właśnie wybiła 16:00, czas na nasz ulubiony serial, film albo kolejną misję w naszej ulubionej grze... zapominamy o tym co najważniejsze... o kontakcie realnym, a nie wirtualnym.. nawet jeżeli wyjdziemy na spacer, to nie oszukujmy się... wychodzimy z domu, bo za 2 kilometry otrzymamy nowego Pokomena... pogoń za Pokemonami, pogoń za byciem lepszy od kogoś a nie dla kogoś...przykra rzeczywistość...o kontakcie z naszymi najbliższymi...nikt nie zdaje sobie sprawy, nikt nie myśli o tym, ile każdemu z nas jeszcze zostało... nikt nie myśli, że ważny jest kontakt z siostrą bratem... 

Okres buntu, przez który przechodzi lub przeszedł każdy z nas.. myśli i marzenia o wczesnej wyprowadzce z domu, usamodzielnienia się i możliwości decydowania o samym sobie, bo często pojawia się sprzeczka z rodzicem...myślę, że kiedyś i za tym każdy z nas zatęskni, ale przecież teraz jeszcze tego nie dostrzegamy...uciekamy przed normalną rozmową, którą również ciężko jest nam docenić...spotkania ze znajomymi i częste wyjścia to jest to, czym żyje każdy z nastolatków nie uwzględniając obowiązków domowych i tego, że w domu czeka na nas młodsze rodzeństwo, które chciałoby z nami spędzić czas, rodzice którzy chcieliby się dowiedzieć jak w szkole, a czasami i nasi dziadkowie, którzy oczekują i zasługują na minutę rozmowy... to przecież czasami oni są naszymi drugimi rodzicami. 

I na końcu rodzice... którzy denerwują się bo śmieci znów nie są wyniesione, pokój znów nie jest posprzątany, minęła 22:00, a dzieci jeszcze biegają i krzyczą, bo muszą się pobawić w szkołę, albo zrobić w zakupy w „sklepie” swojej młodszej siostry... piski i wrzaski, które nas czasami denerwują, piski i wrzaski, których czasami nie doceniamy, bo mamy je na co dzień, bo mamy ich zanadto... 

Nie bójmy się mówić o uczuciach, nie bójmy się powiedzieć „mamo kocham Cię..”, nie bójmy się podejść do naszej siostry porozmawiać o szkole, czy swoich problemach..nie wstydźmy się porozmawiać z naszym bliskim o tym że chłopak nam się podoba..nie bójmy się rozmawiać...bo kiedyś może tej rozmowy zabraknąć... i tak, z pewnością wtedy ją docenimy, ale spróbujmy ją docenić już teraz...teraz, bo potem będzie za późno

Wszystkiego w nadmiarze jest za dużo... ale jak wiele niuansów w naszym życiu jest niezauważane...te niuanse, które dla nas są codziennością, dla mamy Ani byłyby wielkim cudem i przełomem... 

Ile dałaby, żeby sprzątać po Ani zabawki, żeby miała wszystko porozrzucane w pokoju od zabawy...ile dałaby za piski i wrzaski po 22:00...piski i wrzaski od zabawy Ani z jej kochanym braciszkiem...oddałaby wszystko za jeden spacer i rozmowę ze swoją córką...nawet jeżeli ta rozmowa miałaby się zmienić w drobną sprzeczkę...ile dałaby za zabawy w szkołę i sklep swoich pociech, ile dałaby za rzucony plecak Ani w przejściu, za niezjedzoną kanapkę, bo lepszy był batonik ze szkolnego sklepiku... oddałaby wszystko za takie uszczypliwości...oddałaby wszystko i wzięłaby piski i wrzaski w zamian za Zespół Leigha... w zamian za płacz, ból i cierpienie, wzięłaby nieposprzątany pokój za  chwile bezradności, wzięłaby bieganie, skakanie po łóżku i krzyki za walkę o każdy oddech, za walkę i za widok cierpiącego dziecka... za to, aby Ania mogła oddychać samodzielnie, za to, aby nie musiała się martwić co przyniesie kolejny dzień...czy da szansę... 

Rodzice Ani oddaliby wszystko za to, na co my dziś narzekamy...za rzeczy które są dla nas niuansami... patrząc z perspektywy Anety..każdy z nas, każdego dnia doświadcza cudu, doświadcza czegoś pięknego, doświadcza widoku śmiejącego się dziecka, bawiącego się i nie myślącego o problemach ale cieszącego się z beztroskiego dzieciństwa...codziennie jesteśmy świadkami nie małych, ale ogromnych cudów w naszym życiu...trzeba umieć je tylko zauważyć... dziś musiałam to wszystko przelać tutaj...bo myśli kotłowały się w głowie...jak wiele rzeczy nie doceniamy...dopiero teraz zauważam...spróbujemy dostrzec to wszyscy...